Rose Howard nigdy nie należała do dziewczyn, które tworzyły grono najbardziej pożądanych obiektów w szkole. Zawsze gdzieś na boku, chowająca się w cieniu i pragnąca by tak zostało na wieczonść. Miała zaledwie szesnaście lat, mogło by się wydawać, że nic w życiu nie przeszła, że to czym może pochwalić się szesnastolatka to imprezy i plotkowanie z koleżankami. I jedno, i drugie było jej obce. Nie chodziła na imprezy, bo nie miała koleżanek. Dlaczego nie miała koleżanek, bo nie była zbyt dobra, by się z nimi zadawać. Przez te wszystkie lata zamknęła gdzieś głęboko w sobie całą dziewczęcą delikatność, przykrywając ją bluzą z kapturem, spodniami z kieszeniami oraz traperami, które wiecznie były brudne. Nazywana przez wielu "chłopczycą", "brzydulą" i "dziwakiem". Jej blond włosy, które wydawały się niedomyte i tłuste, zawsze były związne z tyłu głowy. Tak jakby próbowała je ukryć. Nienawidziła swojego wyglądu, krzywych nóg, wielkich ud, ogromnego brzucha i tego cholernego trądźiku, który jej towarzyszył od zawsze. Zawsze chodziła wszędzie ze spuszczoną głową, nie chcąc patrzeć ludziom w oczy, bojąc się ujrzeć ten kpiący uśmieszek i pogradę... pogardę, której ona była powodem.
W poniedziałkowy poranek znowu miała problemy ze wstaniem. Nie chciała iść do szkoły. Nie miała już siły wysłuchiwać ciągłych wyzwisk i gwizdów. Ale w domu nie było lepiej, a przecież właśnie w takim miejscu powinna znaleźć swoje sanktuarium spokoju. Tak jednak nie było. Miała trójkę rodzieństwa. Adoptowanego. Państwo Candys nie mogli mieć dzieci, dlatego postanowili wziąć malucha z domu dziecka. Mandy Candys przez brak potomstwa stała się zgorzkniała i opryskliwa dla wszystkich. Mike Candys, mąż Mandy pracował w pobliskiej fabryce opon. Przez zachowanie swojej partnerki całe dnie spędzał w pracy, chcąc być daleko od domowych problemów. Już dawno przestał wiedzieć co tak na prawdę działo się w jego domu, a może nie chciał wiedzieć...
Najstarszy z rodzeństwa był Jack, który był wziętym sportowcem. Był wysokim blondynem, o niebieskich oczach i dobrze zbudowanych ramionach. Uchodził za utalentowanego sportowca, ale w tak małym mieście, jaki było Detroid sława była poza jego zasięgiem, dlatego coraz częściej sięgał po sterydy i inne używki. Mandy zachowywała się tak jakby niczego nie wiedziała, pomimo tego, że kilka razy znalazła sterydy w domu. Tak więc, Jack żył pełnią życia imprezując, łamiąc prawo i mając to w głębokim poważaniu.
Młodsza od Jacka była Avril Brown, która jako siedemnastoletnia nastolatka zwiedziła już kilkukrotnie miejscki posterunek policji, widniejąc już w policyjnych kartotekach, za różnego rodzaju włamania, bójki oraz picie alkoholu. Miała długie czarne włosy, które swobodnie opadały jej na szczupłe ramiona. Miała zgrabną figurę oraz brązowe oczy. Należała do miejskiego gangu "M13".
Rose była młodsza od Avril o rok.
Najmłodsza była Loreen. Miała zaledwie piętnaście lat oraz urodę, którą zazdrościło jej wiele dziewczyn. Długie blond włosy, które w słońcu mienił się złotem, idealną, zgrabną figurę, niczym lalka z porcelany oraz piękne błękitne oczy. Była najładniejszą dziewczyną w szkole, półroku temu wybrana na miss Detroid oraz księżniczkę balu z okazji nowego roku. Kocha imprezować, bawić się oraz kożystać z uroków życia na każden możliwy sposób. Uwielbiana przez chłopaków, miała u nich ogromne powodzenie, co świadomie używa do osiągania celów. Jest całkowitym przeciwieństwem Rose.
W poniedziałkowy poranek znowu miała problemy ze wstaniem. Nie chciała iść do szkoły. Nie miała już siły wysłuchiwać ciągłych wyzwisk i gwizdów. Ale w domu nie było lepiej, a przecież właśnie w takim miejscu powinna znaleźć swoje sanktuarium spokoju. Tak jednak nie było. Miała trójkę rodzieństwa. Adoptowanego. Państwo Candys nie mogli mieć dzieci, dlatego postanowili wziąć malucha z domu dziecka. Mandy Candys przez brak potomstwa stała się zgorzkniała i opryskliwa dla wszystkich. Mike Candys, mąż Mandy pracował w pobliskiej fabryce opon. Przez zachowanie swojej partnerki całe dnie spędzał w pracy, chcąc być daleko od domowych problemów. Już dawno przestał wiedzieć co tak na prawdę działo się w jego domu, a może nie chciał wiedzieć...
Najstarszy z rodzeństwa był Jack, który był wziętym sportowcem. Był wysokim blondynem, o niebieskich oczach i dobrze zbudowanych ramionach. Uchodził za utalentowanego sportowca, ale w tak małym mieście, jaki było Detroid sława była poza jego zasięgiem, dlatego coraz częściej sięgał po sterydy i inne używki. Mandy zachowywała się tak jakby niczego nie wiedziała, pomimo tego, że kilka razy znalazła sterydy w domu. Tak więc, Jack żył pełnią życia imprezując, łamiąc prawo i mając to w głębokim poważaniu.
Młodsza od Jacka była Avril Brown, która jako siedemnastoletnia nastolatka zwiedziła już kilkukrotnie miejscki posterunek policji, widniejąc już w policyjnych kartotekach, za różnego rodzaju włamania, bójki oraz picie alkoholu. Miała długie czarne włosy, które swobodnie opadały jej na szczupłe ramiona. Miała zgrabną figurę oraz brązowe oczy. Należała do miejskiego gangu "M13".
Rose była młodsza od Avril o rok.
Najmłodsza była Loreen. Miała zaledwie piętnaście lat oraz urodę, którą zazdrościło jej wiele dziewczyn. Długie blond włosy, które w słońcu mienił się złotem, idealną, zgrabną figurę, niczym lalka z porcelany oraz piękne błękitne oczy. Była najładniejszą dziewczyną w szkole, półroku temu wybrana na miss Detroid oraz księżniczkę balu z okazji nowego roku. Kocha imprezować, bawić się oraz kożystać z uroków życia na każden możliwy sposób. Uwielbiana przez chłopaków, miała u nich ogromne powodzenie, co świadomie używa do osiągania celów. Jest całkowitym przeciwieństwem Rose.
***
Szkoła w Detroid wyglądała, jak ogromny hangar, stary i sypiący się z każdej strony. W niektórych oknach były wstawione kraty, po północnej stronie tynk odpadał ze ściany, zaś cały obraż przedstawiał się wręcz tragicznie. Kiedy Rose przekroczyła szkolne drzwi, poczuła jak coś ściska jej żołądek, powodując, że chciało się jej wymiotować. Jakby tego było mało, pierwszą lekcje miała na sali gimnastycznej.
Z każdym jej krokiem coraz wyraźniej słyszała rozmowy innych dziewczyn.
-... Tom powiedział, że w tym stroju wyglądam, jak...
-... na sobotnią impreze idę z Kevin'... nie lubię go, ale chcę zrobić...
-... i Sarah powiedziała, że ona jest paskudna, bo...
Kiedy tylko pojawiła się w polu ich widzenia, wszystkie głowy obróciły się w jej stronę. Przez chwilę nastała jakaś dziwna cisza, którą przerwał śmiech rudowłosej dziewczyny, siedzącej na ławce.
- Na co się gapisz, dziwaku! - Warknęła rudowłosa o imieniu Amy - Spadaj stąd, bo nie ma czym oddychać! Rose poczuła, jak zasycha jej w gardle a nogi niczym z galarety, ledwo potrzymują ciało. Jak skazaniec czekający na odczytanie wyroku, ostatecznej kary. Schyliła głowę, chcąc jak najbardziej schować się w granatowej bluzie i ruszyła do szatni dla dziewczyn. Na każdej ze ścian wydłubane były napisy, czasami imiona albo symbole. Otwieraniu drzwi towarzyszyło głośne skrzypnięcie. Na jednej z ławek siedziała szatynka. Rose znała ją - Bella White - przewodnicząca szkoły i jeszcze jednak kretynka. Siedziała z Megan Anderson, obie były dobrymi przyjaciółeczkami.
Rose żałowała, że kogoś tu spotkała. Miała nadzieję, że już wszystkie czekają na nauczyciela. Skierowała swoje kroki w stronię łazienki, by tam się przebrać. I kolejny chichot. Dlaczego zawsze musiała go słyszeć i czuć wścipskie spojrzenia na swoich plecach? Nienawidziła sportu, bo musiała zrzucić bluzę, odkryć swoje nogi, czego strasznie nie lubiła.
Kiedy weszła na salę, wszyscy już czekali. Usiadła na jednej z ławek z dala od wszystkich. Miała nadzieję, że coś sie stanie, coś co uratuje ją od udziału w lekcji. Chciałaby siedzieć na tej ławce do końca życia. Bo i tak nie miało to większej różnicy, tu czy w domu.
Nauczyciel zadecydował, że tego dnia dziewczyny będą grały w siatkówkę. Na twarzy Rose pojawiło się rozczarowanie z odrobiną załamania. Nie chciała grać. Niestety została przydzielona do jednej z drużyny i nie mając już żadnego wyboru stała pod siatką, czekając na rozpoczęcie gry. Piłka poszybowała w powietrzu, przelatując na drugą stronę boiska. Bella ją zablokowała i podała Amy, która zastosowała serw przy siatce. Piłka przeleciała na przeciwną stronę boiska. Amy zdobyła pierwsze punkty. Tym razem Megan miała serwować. Kilka razy odbiła piłkę, obróciła ją w ręce i już miała zaserwować, kiedy jej wzrok zatrzymał się na Amy. Rudowłosa uśmiechnęła się złośliwie i wskazała na Rose. Dziewczyny rozumiały się bez słów i wszystkie tak samo nienawidziły Rose. Za co jej tak nienawidziły? Bo była inna. Tak bardzo niedoskonała, że aż one nie mogły tego wytrzymać.
Megan ostatni raz odbiła piłkę od parkietu i zaserwowała. Piłka obracając się w powietrzy uderzyła w prawy policzek Rose. Dziewczyna upadła na podłogę. Z jej nosa wypłynęła strużka krwi, która zaczęła zbierać się na parkiecie. Na sali zapanowała cisza, wszystko się jakby zatrzymało. Rose przyłożyła sobie rękę do twarzy i zauważyła na niej czerwną substancję. Kiedy tylko się ruszyła, na sali wybuchnęły śmiechy, które z minuty na minutę przybierały na sile.
- Co za pokraka! Do niczego się nie nadaje!
Kolejne okrzyki zaczynały wypełniać salę gimnastyczną.
- No rozrycz się, dziwaku! - Wrzasnęła na cały głos Amy.
Rose poczuła się jak nic nie warty śmieć, który powinno się zniszczyć. Unicestwić. Do jej uszu ciągle dobiegały krzyki i ten potworny śmiech. Śmiech, który towarzyszył jej przez całe życie. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, których nie potrafiła powstrzymać. Wszyscy stali, spoglądając na Rose i śmiejąc się tak, jakby ktoś ich zaczarował. Dlaczego to życie było tak niesprawiedliwe? Czym sobie na to zasłużyła?
Dygocąc cała, zerknęła w stronę nauczyciela, który zdawał się nie zwracać uwagi na zaistniałą sytuację. Stał spokojnie pod ścianą i przeglądał zeszyt. Niespodziewanie ktoś ponownie rzucił w Rose piłką. Tym razem dostała w plecy. I kolejny śmiech. Tak bardzo upiorny. Tak bardzo zlośliwy.
Rudowłosa Amy wydawała się dumna ze swojego wyczynu. Jak zawsze potrafiła wszystkich rozbawić. Nie ważne, że kosztem Rose.
Rose nie wiedziała, jak ale jej nogi w jakiś dziwny sposób się poruszyły. Wybiegła z sali, ciągle słysząc śmiech za plecami. I gwizdy. Nie chciała się zatrzymywać, by patrzeć komukolwiek w oczy. Chciała umrzeć. Chciała być wolna.
Z każdym jej krokiem coraz wyraźniej słyszała rozmowy innych dziewczyn.
-... Tom powiedział, że w tym stroju wyglądam, jak...
-... na sobotnią impreze idę z Kevin'... nie lubię go, ale chcę zrobić...
-... i Sarah powiedziała, że ona jest paskudna, bo...
Kiedy tylko pojawiła się w polu ich widzenia, wszystkie głowy obróciły się w jej stronę. Przez chwilę nastała jakaś dziwna cisza, którą przerwał śmiech rudowłosej dziewczyny, siedzącej na ławce.
- Na co się gapisz, dziwaku! - Warknęła rudowłosa o imieniu Amy - Spadaj stąd, bo nie ma czym oddychać! Rose poczuła, jak zasycha jej w gardle a nogi niczym z galarety, ledwo potrzymują ciało. Jak skazaniec czekający na odczytanie wyroku, ostatecznej kary. Schyliła głowę, chcąc jak najbardziej schować się w granatowej bluzie i ruszyła do szatni dla dziewczyn. Na każdej ze ścian wydłubane były napisy, czasami imiona albo symbole. Otwieraniu drzwi towarzyszyło głośne skrzypnięcie. Na jednej z ławek siedziała szatynka. Rose znała ją - Bella White - przewodnicząca szkoły i jeszcze jednak kretynka. Siedziała z Megan Anderson, obie były dobrymi przyjaciółeczkami.
Rose żałowała, że kogoś tu spotkała. Miała nadzieję, że już wszystkie czekają na nauczyciela. Skierowała swoje kroki w stronię łazienki, by tam się przebrać. I kolejny chichot. Dlaczego zawsze musiała go słyszeć i czuć wścipskie spojrzenia na swoich plecach? Nienawidziła sportu, bo musiała zrzucić bluzę, odkryć swoje nogi, czego strasznie nie lubiła.
Kiedy weszła na salę, wszyscy już czekali. Usiadła na jednej z ławek z dala od wszystkich. Miała nadzieję, że coś sie stanie, coś co uratuje ją od udziału w lekcji. Chciałaby siedzieć na tej ławce do końca życia. Bo i tak nie miało to większej różnicy, tu czy w domu.
Nauczyciel zadecydował, że tego dnia dziewczyny będą grały w siatkówkę. Na twarzy Rose pojawiło się rozczarowanie z odrobiną załamania. Nie chciała grać. Niestety została przydzielona do jednej z drużyny i nie mając już żadnego wyboru stała pod siatką, czekając na rozpoczęcie gry. Piłka poszybowała w powietrzu, przelatując na drugą stronę boiska. Bella ją zablokowała i podała Amy, która zastosowała serw przy siatce. Piłka przeleciała na przeciwną stronę boiska. Amy zdobyła pierwsze punkty. Tym razem Megan miała serwować. Kilka razy odbiła piłkę, obróciła ją w ręce i już miała zaserwować, kiedy jej wzrok zatrzymał się na Amy. Rudowłosa uśmiechnęła się złośliwie i wskazała na Rose. Dziewczyny rozumiały się bez słów i wszystkie tak samo nienawidziły Rose. Za co jej tak nienawidziły? Bo była inna. Tak bardzo niedoskonała, że aż one nie mogły tego wytrzymać.
Megan ostatni raz odbiła piłkę od parkietu i zaserwowała. Piłka obracając się w powietrzy uderzyła w prawy policzek Rose. Dziewczyna upadła na podłogę. Z jej nosa wypłynęła strużka krwi, która zaczęła zbierać się na parkiecie. Na sali zapanowała cisza, wszystko się jakby zatrzymało. Rose przyłożyła sobie rękę do twarzy i zauważyła na niej czerwną substancję. Kiedy tylko się ruszyła, na sali wybuchnęły śmiechy, które z minuty na minutę przybierały na sile.
- Co za pokraka! Do niczego się nie nadaje!
Kolejne okrzyki zaczynały wypełniać salę gimnastyczną.
- No rozrycz się, dziwaku! - Wrzasnęła na cały głos Amy.
Rose poczuła się jak nic nie warty śmieć, który powinno się zniszczyć. Unicestwić. Do jej uszu ciągle dobiegały krzyki i ten potworny śmiech. Śmiech, który towarzyszył jej przez całe życie. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, których nie potrafiła powstrzymać. Wszyscy stali, spoglądając na Rose i śmiejąc się tak, jakby ktoś ich zaczarował. Dlaczego to życie było tak niesprawiedliwe? Czym sobie na to zasłużyła?
Dygocąc cała, zerknęła w stronę nauczyciela, który zdawał się nie zwracać uwagi na zaistniałą sytuację. Stał spokojnie pod ścianą i przeglądał zeszyt. Niespodziewanie ktoś ponownie rzucił w Rose piłką. Tym razem dostała w plecy. I kolejny śmiech. Tak bardzo upiorny. Tak bardzo zlośliwy.
Rudowłosa Amy wydawała się dumna ze swojego wyczynu. Jak zawsze potrafiła wszystkich rozbawić. Nie ważne, że kosztem Rose.
Rose nie wiedziała, jak ale jej nogi w jakiś dziwny sposób się poruszyły. Wybiegła z sali, ciągle słysząc śmiech za plecami. I gwizdy. Nie chciała się zatrzymywać, by patrzeć komukolwiek w oczy. Chciała umrzeć. Chciała być wolna.
Jestem! Uf jestem tu już dzisiaj trzeci raz, ale musiałam najpierw konto założyć żeby móc komentować ^^
OdpowiedzUsuńNo więc...
Szablon jest klimatyczny nie ma co, przywodzi na myśl Bloody Mary ;D Czy opowiadanie będzie miało elementy fantasy? ^^
Biedna Rosy, życie jej nie rozpieszcza, a w bidulu na pewno miała jeszcze trudniej :( Dom to jakiś horror no i do tego ta szkoła, dziwne, że nauczyciele nie reagują. Musi być jej ciężko, cały życie wyśmiewana... powinna z kimś o tym porozmawiać!
Pozdrawiam Faith http://cause-you-feel-so-supernatural.blog.onet.pl/
Witaj,
OdpowiedzUsuńpoprawny link do obrazka w nagłówku:
http://img821.imageshack.us/img821/4096/whenyouleftnaglowek.png
To, co otworzyło się tobie to odrobinę zmniejszona wersja. Kiedy wstawisz tą, którą podałam ci wyżej, szablon będzie tworzył ładną całość.
Pozdrawiam,
Ros [nie-szablonowo; cena-magii]
Hej !
OdpowiedzUsuńDostałam linka od Twojej siostry ; D weszłam, przeczytałam i zapewniam na pewno jeszcze tu wrócę. Bardzo ciekawie się zaczyna. Jednak trochę szkoda jest mi Rose, ma nieźle przerąbane w szkole...
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam ; D
Bardzo dziękuję za komentarz u mnie. Tak wiem, że Rose ma ciężkie życie... ale wszystko do czasu ^.^
UsuńTo ja lecę do Ciebie ^.^
Twoje zamówienie została wykonane.
OdpowiedzUsuńszabloland.blogspot.com
^^